Sędzia na kolanach
"Nie sztuką jest mieć władzę i iść w zaparte, sztuką jest przyznać się do błędu" - tak sytuację sędziego Daniela Jurkiewicza skomentował senator Henryk Stokłosa podczas kolejnej odsłony chodzieskiego procesu, który odbył się w miniony piątek.
Sytuację - przyznajmy – kompromitującą, ponieważ Daniel Jurkiewicz swym brakiem profesjonalizmu sam siebie wpędził w kłopoty, z których trudno będzie mu teraz wybrnąć.
Został bowiem pozwany przez oskarżonego za naruszenie dóbr osobistych. Pozew został mu wręczony na sali sądowej w obecności mediów oraz licznie zebranej publiczności. Jak doszło do tej kuriozalnej i rzadko oglądanej na polskich salach sądowych sytuacji? Przypomnijmy fakty.
12 grudnia br. w Sądzie Rejonowym w Chodzieży rozpoczął się proces przeciwko Henrykowi Stokłosie, w którym Prokurator Prokuratury Okręgowej Warszawa – Praga oskarżył byłego senatora o pozbawienie wolności trzech swoich byłych pracowników, którzy go okradli. Blisko 14 lat temu, 8 październiku 1998 roku złapani zostali na kradzieży miału węglowego, przekazani policji, a potem skazani prawomocnym wyrokiem i wyrzuceni z pracy. Po wielu latach dwóch z nich "przypomniało" sobie, że przed przekazaniem ich policji byli rzekomo przetrzymywani w zamkniętym pomieszczeniu i używano wobec nich gróźb. Nie zgłosili tego prokuraturze, lecz "ujawnili" ten fakt mediom. Dziennikarze nagłośnili rewelacje złodziejaszków z Tuczna, a prokuratura praska, szukając haków na Stokłosę, informację tę skwapliwie wykorzystała i sformułowała akt oskarżenia przekazany do rozpatrzenia Sądowi Rejonowemu w Chodzieży, a ściślej młodemu i niedoświadczonemu, ale za to ambitnemu sędziemu Danielowi Jurkiewiczowi.
Sam akt oskarżenia był pozbawiony podstaw prawnych. Henryk Stokłosa bowiem był ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania, wydanym na podstawie 21 zarzutów sformułowanych przez prokuraturę praską, wśród których nie było oskarżeń "pokrzywdzonych" złodziei z Tuczna. Dodawanie kolejnych zarzutów było niezgodne z zasadami ekstradycji, na którą wyraził zgodę niemiecki sąd, przekazując Henryka Stokłosę władzom polskim. Proces więc nie powinien się odbyć. Tymczasem mimo ewidentnego złamania prawa przez praską prokuraturę i mimo przedawnienia rzekomych "zbrodni" senatora, młody sędzia z Chodzieży odrzucił wniosek adwokatów o umorzenie postępowania i rozpoczął proces, którego dalszy przebieg – jak się potem okazało – najpierw ośmieszył go, a potem powalił na kolana.
Po odczytaniu aktu oskarżenia doszło do ostrego konfliktu sędziego z obrońcami. Sędzia bowiem wbrew wcześniejszym uzgodnieniom wezwał świadków oskarżenia i usiłował przystąpić do ich przesłuchania. Wywołało to protest adwokatów, którzy nie byli przygotowani do udziału w przesłuchaniu świadków i mieli w tym czasie zaplanowane inne zajęcia. Dlatego zgodnie złożyli wniosek o odroczenie terminu rozprawy, a gdy sędzia nie uwzględnił go, opuścili gmach sądu. Sędzia rozłoszczony sytuacją, którą sam sprokurował, nałożył na obrońców kary porządkowe w wysokości 6 i 8 tysięcy złotych. Adwokaci się od jego decyzji odwołali i... wygrali przed Sądem Odwoławczym. Kary zostały im cofnięte.
***
Podczas następnej rozprawy, która odbyła się w dniu 29.12.2011 r., sędzia Jurkiewicz z nieznanych bliżej przyczyn dopuścił się naruszenia prawa, a ściślej naruszenia dóbr osobistych Henryka Stokłosy, tj. prawa do prywatności i godności osobistej. Na rozprawie tej adwokat Piotr Binas złożył zaświadczenie lekarza sądowego Sądu Okręgowego w Poznaniu potwierdzające zgodnie z ustawowymi wymogami niezdolność Henryka Stokłosy do stawienia się na rozprawie z powodu choroby. Zaświadczenie to, zgodnie z regułami ochrony tajemnicy lekarskiej, nie zawierało opisu choroby, a jedynie jej numer statystyczny. Sędzia zarządził kwadrans przerwy w rozprawie służącej mu, jak się później okazało, do rozszyfrowania numeru statystycznego schorzenia wymienionego w zaświadczeniu. Po powrocie na salę rozpraw i wznowieniu procesu ku zdumieniu adwokatów i zaskoczeniu publiczności „poinformował obecnych, iż choroba o symbolu A09 to biegunka z podejrzeniem zakażenia górnych dróg oddechowych z podejrzeniem, że jest zakaźna.” ( cytat z protokołu rozprawy).
***
W tym miejscu należy się Czytelnikom pewne wyjaśnienie. Ustawa o danych osobowych chroni prywatność i tak zwane dobra osobiste każdego obywatela. Do najbardziej chronionych danych – o czym wie każdy student pierwszego roku prawa – należą informacje na temat choroby każdego z nas. Chroni je najpierw tajemnica lekarska, a potem prawo, które zakazuje ich publikowania. O tym niestety zapomniał sędzia Daniel Jurkiewicz z Chodzieży. Dwukrotnie ze zjadliwym uśmieszkiem na twarzy poinformował zebranych na rozprawie prawników, świadków, przedstawicieli mediów i publiczność o nazwie i objawach choroby oskarżonego. Użył przy tym terminologii potocznej z wyraźnym zamiarem ośmieszenia oskarżonego. Uczynił tak, mimo że równocześnie zgodził się na rejestrowanie rozprawy przez jedną z pilskich telewizji kablowych.
Nic dziwnego więc, że informacja o dolegliwościach byłego senatora natychmiast dotarła do opinii publicznej i jak to zawsze bywa w takiej sytuacji, obrosła plotką i różnego rodzaju zniekształceniami. Żona senatora jeszcze tego samego dnia podpytywana była przez najbliższych i znajomych o to, czy to prawda, że jej mąż ma raka. Sam senator nie mógł opędzić się od telefonów zatroskanych przyjaciół, którzy podejrzliwie indagowali go o to, gdzie i w jakich okolicznościach „złapał” aids. W Internecie za sprawą kilku tak zwanych trolli pojawiły się ośmieszające Stokłosę określenia dotyczące objawów jego choroby.
Odezwali się także kontrahenci firm Stokłosy zaniepokojeni stanem zdrowia ich właściciela, a także przedstawiciele załogi zaniepokojeni bezpieczeństwem swych stanowisk pracy. W biznesie bowiem – o czym sędzia Daniel Jurkiewicz powinien wiedzieć –informacja o złym stanie zdrowia przedsiębiorcy ma olbrzymie znaczenie i przynosi wymierne straty ekonomiczne i wizerunkowe.
***
W piątek 2 marca o godzinie 9.00 rozpoczęła się trzecia odsłona procesu. Na sali oprócz sędziego, prokuratora, oskarżonego i jego obrońców, a także wezwanych świadków pojawili się dziennikarze oraz publiczność. Po otwarciu rozprawy o głos poprosił obrońca senatora i wręczył publicznie sędziemu pozew o naruszenie dóbr osobistych oskarżonego Henryka Stokłosy wraz z wnioskiem o odsunięcie go od dalszego orzekania w tym procesie. Do pozwu i wniosku dołączony został artykuł z „Gazety Wyborczej”, w którym pojawiła się między innymi potwierdzająca zasadność pozwu opinia Piotra Kładocznego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Ku zaskoczeniu obrońców ich wnioski poparł także prokurator. W tej sytuacji sędziemu, po zarządzeniu przerwy, nie pozostało nic innego jak odroczenie sprawy bez podania jej terminu. Decyzja ta jednoznacznie została odczytana przez zebranych jako przyznanie się do winy.
***
Dziś nie wiadomo jak dalej przebiegać będzie chodzieski proces Henryka Stokłosy, kiedy i czy w ogóle się rozpocznie. Wiadomo jedynie, że niebawem sędziemu Danielowi Jurkiewiczowi przyjdzie się tłumaczyć przed sądem cywilnym z zarzutów postawionych mu w pozwie. A są one poważne.
"Na podstawie art. 24 § 1 KC w zw. z art. 23 KC - czytamy w pozwie Henryka Stokłosy - wnoszę o nakazanie Pozwanemu usunięcia skutków naruszenia moich dóbr osobistych, tj. prawa do prywatności i godności osobistej przez: złożenie oświadczenia o treści:"
"Przepraszam Pana Henryka Stokłosę za to, że podczas prowadzonej przeze mnie w dniu 29 grudnia 2011 roku przed Sądem Rejonowym w Chodzieży rozprawy w sprawie o sygn. akt: II K 775/10 bezprawnie upubliczniłem informacje o dotykającej go chorobie, czym naruszyłem prawo do prywatności i godność osobistą Pana Henryka Stokłosy."
w następujące sposoby:
- na piśmie i przesłanie pisma z Oświadczeniem na adres Powoda pocztą poleconą w terminie 14 dni od uprawomocnienia się wyroku,
- przez pięciokrotne głośne odczytanie Oświadczenia w gmachu Sądu Rejonowego w Chodzieży w miejscu dostępnym dla szerokiej publiczności w godzinach pomiędzy 12:00 a 15:00, w dzień powszedni, za uprzednim zapowiedzeniem tego wydarzenia przez wywieszenie ogłoszenia w gmachu tego Sądu w miejscu przeznaczonym na ogłoszenia sądowe na 14 dni przed planowaną datą odczytania Oświadczenia, w terminie 30 dni od uprawomocnienia się wyroku,
- na piśmie i złożenie pisma z Oświadczeniem do akt sprawy aktualnie prowadzonej przed Sądem Rejonowym w Chodzieży za sygn. II K 775/10 (lub innego Sądu, w którym akta te ze względu na stan sprawy trafią), w terminie 14 dni od uprawomocnienia się wyroku".
***
Sędzia Daniel Jurkiewicz padł ofiarą choroby, która od lat toczy polskie sadownictwo Dla polskich sądów, najistotniejszym kryterium w każdej niemal sprawie stało się zamknięcie jej jak najmniejszym nakładem czasu, przy jednoczesnym zadbaniu o interes zainteresowanych członków prawniczej korporacji oraz jej samej. Obywatel oraz sprawiedliwość - a więc ta najbardziej elementarna podstawa w realizacji prawa - stały się dla polskich sądów pojęciami zupełnie nieistotnymi. Stan ten tolerują ci, którzy powinni stać na straży naszych praw i wolności, tymczasem w komplecie uprawiają politykę nie wtrącania się do patologii nieprzygotowanych do swej roli sądów. Ten mechanizm, który rzuca na pożarcie sądowniczej bestii miliony bezbronnych Polaków, jest przez winowajców przewrotnie nazywany "niezawisłością". Tymczasem prawdziwa niezawisłość, to skuteczne zabezpieczenie obywatela przed ingerencją wszelkich nieuprawnionych sił w jego sprawy.
"Polacy we wszystkich badaniach pokazują brak zaufania do prokuratury i do sądów - pisał niedawno na łamach Polityki profesor Marcin Król.- Ale cały wymiar sprawiedliwości w ogóle się tym nie przejmuje. Wreszcie – wbrew pozorom – nie jest tak, że władza sądownicza powinna być całkowicie niezależna. Owszem, od władzy wykonawczej i ustawodawczej, ale nie od opinii publicznej. Najgorzej zaczyna się dziać wtedy, kiedy nasze poczucie sprawiedliwości kompletnie rozmija się z prokuratorskim i sądowym. A do tego już w Polsce doszło".
Trudno się z tą opinią nie zgodzić.
(red)