Moja wizytówka

Henryk Stokłosa


Ekolodzy w potrzasku

  • 02 marzec 2007

Kilka dni temu „Dziennik” poinformował, że Komendant Główny Policji polecił podwładnym „rejestrować i rozpracowywać ekologów na terenie całego kraju”. Reporterzy „Dziennika” ustalili, że „pismo z sygnaturą WK-II-146/2006 dotarło do 16 komend wojewódzkich i Komendy Stołecznej w minioną środę.

Zgodnie z wolą komendanta głównego „funkcjonariusze mają rejestrować ekologów w policyjnych bazach danych. Ich nazwiska znajdą się tam obok niebezpiecznych kibiców, złodziei, gwałcicieli i morderców.(...) Polecenie to komendanci wojewódzcy byli zobowiązani przekazać niżej - do wydziałów kryminalnych. To elitarne wydziały policji, których funkcjonariusze stosują w swojej pracy metody operacyjne: podsłuchy, podglądy, współpracują z agentami.”

Wiadomość ta wywołała dyskusję na temat ruchów ekologicznych w Polsce i ich rzeczywistych intencji. Uczestniczący w niej poseł Edward Siarka, wiceprzewodniczący sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych z PiS tak bronił decyzji szefa policji: „Od dłuższego czasu mówi się, że organizacje ekologiczne są niesamodzielne i są na czyichś usługach".

To doniesienie „Dziennika”, które pilnych obserwatorów zachowań naszych nadnoteckich ekologów nie dziwi i nie oburza, powinno skłonić opinię publiczną do refleksji na temat powiązań niektórych organizacji ekologicznych z byłymi służbami specjalnymi oraz z obcym kapitałem. Zwróciła na to uwagę Anna Stokłosa w swym liście otwartym do premiera i innych osobistości w kraju, który dotarł do ich rąk jeszcze przed wspomnianym na wstępie pismem Komendanta Głównego Policji.

„W szeroko rozumianym otoczeniu naszej firmy – napisała w nim - od lat funkcjonuje grupa osób, których celem jest działalność na szkodę mojej rodziny, a przede wszystkim – mojego męża. Wrogie działania wobec właściciela „Farmutilu” zapoczątkowano na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy to kilkutysięczna rzesza byłych funkcjonariuszy SB usadawiała się w powstających właśnie podmiotach gospodarczych, zaczynających funkcjonować według wolnorynkowych zasad. Kilku z nich zamieszkało nawet w pobliżu naszego zakładu i stało się główną siłą ekologicznej organizacji. Osoby te(...) są filarami i głównymi kreatorami działań stowarzyszenia, które pod przykrywką troski o środowisko realizuje bezkompromisowy plan przewrócenia firmy .

Z innych fragmentów listu, a zwłaszcza z przytoczonych w nim licznych przykładów wrogich wobec zakładu działań ekologów oraz z innych wypowiedzi właścicieli Farmutilu wynika duże prawdopodobieństwo powiązań ekologów z konkurencją gospodarczą.

- Rzeczywiste intencje działalności tej grupy - rozwija tę tezę Marek Barabasz rzecznik prasowy firmy - niewiele mają wspólnego z deklarowaną troską o środowisko, co wielokrotnie pokazali. Interesuje ich medialny zgiełk i wrzawa, a to tylko pogłębia konflikt. Zamiast usiąść do rozmów, wolą wysyłać kolejne „donosy” i zapraszać media do Śmiłowa. Nie ma po ich stronie woli kompromisu. Są tak bezczelni i rozbestwieni, że ingerują w prywatne życie rodziny Stokłosów, opowiadając o nim dziennikarzom. Nie mają do tego ani moralnego prawa, ani żadnej wiedzy, stąd głupstwa, jakimi karmią media swych czytelników, słuchaczy i widzów. Poza tym rozmiar działalności, sprawność organizacyjna, ogromna mobilność członków śmiłowskiego stowarzyszenia są zadziwiające. Wielu obserwatorów zastanawia się, skąd ci ludzie mają na to pieniądze.

Takie kompromitujące związki – o których wspomina rzecznik - to niestety podstawowa patologia, jaka zdarza się wśród ekologów nie tylko w Polsce.

Swój list do premiera i innych osobistości polskiego życia politycznego Anna Stokłosa kończy ostrzeżeniem:

„Moją intencją jest, aby Premier RP Jarosław Kaczyński, Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i były Prokurator Krajowy, a dziś Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Janusz Kaczmarek zdali sobie sprawę z tego, że wykonują z wielką gorliwością zadania przygotowane i zlecone przez swoich największych wrogów związanych z dawnymi służbami i tak się w tym zapamiętali, że nie widzą jak się owi wrogowie z boku z nich śmieją i jakie dzięki nim osiągają sukcesy, chyba że chodzi im o poklask mas podszyty tanim populizmem, a Stokłosę rzucili na pożarcie tłumom.”

Anna Stokłosa w swym liście zdemaskowała patologie, jakie towarzyszą działalności niektórych grup ekologicznych w naszym kraju. Odsłoniła to, co władze poznają dopiero teraz w związku z konfliktem wokół doliny Rospudy. Że za szczytnymi hasłami i rzekomo bezinteresowną aktywnością ekologów kryją się ciemne interesy pojedynczych ludzi i firm walczących z sobą o intratne kontrakty. Że na społecznej szali kładzie się z jednej strony chore ambicje ekologów, a z drugiej losy całych społeczności lokalnych. Odczuwają to dziś mieszkańcy Augustowa, a od lat wiedzą o tym i boleśnie doświadczają pracownicy Farmutilu.

(AR)

(dodano: 02.03.2007)


Stokłosowie wygrywają w NSA

Naczelny Sąd Administracyjny przyznał rację Henrykowi Stokłosie i jego żonie. Chodzi o rozliczenie podatkowe za 1999 rok, w którym wykazali oni nadpłatę w wysokości 556 tysięcy złotych, ale organy skarbowe odmówiły im zwrotu, nie wyjaśniając przy tym, czy małżonkowie prawidłowo rozliczyli się z PIT. Urzędnicy badający tę sprawę, uznali, że Stokłosom nie należy się zwrot pieniędzy. Inaczej ocenił to sąd administracyjny.

„Sąd pierwszej instancji – cytuję za Rzeczpospolitą z dnia 23 lutego - stwierdził, że organy popełniły błąd, ograniczając się do fragmentu działalności podatnika związanego z ulgą inwestycyjną i stratami, a zapominając o analizie jego rozliczeń za cały rok.Nadpłata lub zaległość w PIT są jedynie konsekwencją wyliczenia prawidłowej kwoty podatku. Organy miały obowiązek najpierw przeprowadzić postępowanie, co do wysokości zobowiązania wykazanego w rocznym zeznaniu państwa Stokłosów, a dopiero potem orzekać, co do stwierdzenia u nich nadpłaty lub zaległości - twierdził WSA.

Od tego wyroku dyrektor Izby Skarbowej w Poznaniu złożył kasację, ale bezskutecznie, NSA bowiem nie zgodził się ze stanowiskiem organów skarbowych.

„ Oddalając kasację,- cytuję nadal za Rzeczpospolitą - NSA stwierdził, że powinny one szczególnie dbać o należyte i wyczerpujące wyjaśnienie poprawności rozliczenia podatnika za cały rok. Nie mają prawa zasłaniać się niepotrzebnym przedłużaniem postępowania i obawą przed koniecznością wypłaty odsetek. Organ powinien najpierw wydać decyzję dotyczącą poprawności kwoty wykazanej w rozliczeniu rocznym, a dopiero potem zająć się żądaniem stwierdzenia nadpłaty w PIT - uzasadniał wyrok sędzia Sławomir Presnarowicz.(...)”

„Pieniądze będzie Stokłosa mógł jednak odzyskać dopiero po ponownym rozpatrzeniu sprawy przez urzędników skarbowych. Może się tak zdarzyć, ze nigdy do tego nie dojdzie. Wystarczy, ze upłynie termin przedawnienia – a to nastąpi już za pół roku.” – z nieukrywaną satysfakcją kończy swój artykuł w Rzeczpospolitej jego autorka, Anna Grabowska, pouczając przy okazji urzędników, jak należy „wykiwać” Stokłosów. Nie wspomniała natomiast ani słowem o tym, że Stokłosa w tym samym dniu przed tym samym sądem wygrał trzy inne sprawy dotyczące podatku dochodowego od osób fizycznych.

Z artykułu opublikowanej na łamach nieprzychylnej Stokłosom Rzeczypospolitej, wbrew intencjom autorki jasno wynika, jak bardzo tendencyjnie i niesprawiedliwie służby skarbowe traktowały senatora i jego firmę, jak silnej presji ze strony organów władzy państwowej poddawany jest nadal senator i jego rodzina. W swym liście otwartym do premiera i innych osobistości życia politycznego opublikowanym na naszych łamach w ubiegłym tygodniu Anna Stokłosa pisze:

„Od kilkunastu miesięcy cała moja rodzina oraz nasi współpracownicy wyraźnie odczuwają atmosferę metod znanych z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. (...)Atmosfera ta przekłada się także na trudną do zniesienia presję ze strony organów administracji państwowej, w wyniku której czujemy się po prostu prześladowani i upokarzani w majestacie prawa. W takich warunkach efektywna działalność gospodarcza jest niezwykle trudna, bowiem poza konkurencją trzeba zmagać się również ze strukturami państwa. W naszej firmie od ponad siedmiu lat trwa nieprzerwana kontrola Urzędu Kontroli Skarbowej. Jest to sytuacja, która nie ma precedensu w naszym kraju. Kontrola była przedłużana na polecenie dyrektora UKS Ośrodek Zamiejscowy w Pile (...)Tylko w ubiegłym roku nasza firma została poddana aż 84 kontrolom, a ilość dni kontrolnych wyniosła 651. Dane te nie uwzględniają drobnych kontroli, np. ze strony Sanepidu czy Inspekcji Transportu Drogowego, które są na tyle częste, że wprost trudno je zliczyć.

Decyzja NSA powinna także ostudzić złe emocje i skłonić do refleksji wszystkich tych, którzy tak łatwo i bezkrytycznie skazali już Henryka Stokłosę za podatkowe przestępstwa. Wątpliwości musi zwłaszcza musi budzić fakt, że oskarżenia te oparte są na mało wiarygodnych zeznaniach jednego tylko świadka – byłego podatkowego doradcy Stokłosy, który ze strachu o własną skórę sprzeniewierzył się zasadom etyki zawodowej i prawu. W tym miejscu przywołać należy artykuł 296 kodeksu karnego (patrz ramka pod tekstem), który został przez niego naruszony. Tak więc od oskarżeń jednego człowieka, choć powielanych przez media, do prawomocnego wyroku sądu droga jest daleka. Warto by pamiętali o tym wszyscy ci, którzy dziś tak łatwo i bez żadnej wiedzy na ten temat oskarżają Stokłosę.

(AR)

 

Kodeks karny, artykuł 296.

§ 1. Kto, będąc obowiązany na podstawie przepisu ustawy, decyzji właściwego organu lub umowy do zajmowania się sprawami majątkowymi lub działalnością gospodarczą osoby fizycznej, prawnej albo jednostki organizacyjnej nie mającej osobowości prawnej, przez nadużycie udzielonych mu uprawnień lub niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku, wyrządza jej znaczną szkodę majątkową, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§ 2. Jeżeli sprawca przestępstwa określonego w § 1 działa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

§ 3. Jeżeli sprawca przestępstwa określonego w § 1 lub 2 wyrządza szkodę majątkową w wielkich rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.

§ 4. Jeżeli sprawca przestępstwa określonego w § 1 lub 3 działa nieumyślnie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§ 5. Nie podlega karze, kto przed wszczęciem postępowania karnego dobrowolnie naprawił w całości wyrządzoną szkodę.

 

(dodano: 02.03.2007)


Nie mogę zrozumieć, dlaczego senator Rzeczypospolitej musi tłumaczyć się za pomówienia złodziei. Większość rozmówców dziennikarzy z rozbrajającą szczerością przyznaje, że mnie okradali. Fabjański i Gadzinowski przechodzą nad tym do porządku dziennego i roztkliwiają się nad ich smutnym losem. Co taka postawa ma wspólnego z etyką w ogóle, a dziennikarską w szczególności? Wynika z niej bowiem dość oczywiste przesłanie:

Okradaj Stokłosę, a my cię obronimy

Z senatorem Henrykiem Stokłosą rozmawia Zbigniew Noska
W mediach pojawiła się informacja o tym, że podobno Pańscy ludzie na Pańskie polecenie obcinają palce Pańskim pracownikom, którzy Panu podpadli. Jak Pan to skomentuje?
- Wiele już bzdurnych wiadomości słyszałem na swój temat, ale absurdalność tej przerosła wszystko, co dotąd o mnie napisano. Autorami tej "sensacji" są Marian Fabjański, dziennikarz "Przekroju", i Piotr Gadzinowski, dziennikarz pilskiej "kablówki", który ma wyraźną fobię na moim punkcie i ciągle nie może mi darować tego, że przed laty nie zgodziłem się na zatrudnienie go w Tygodniku Nowym. Napisali oni o tym na łamach "Przekroju", opierając się o relację zupełnie nieznanego mi dotąd Pawła Sobczaka. Oświadczam, że ani ja, ani moi współpracownicy nigdy dotąd o takiej osobie i takim incydencie nie słyszeli. Sporo wysiłku kosztowało moich prawników, by zdobyć jakiekolwiek informacje na ten temat. Udało im się ustalić, że gorzelnia w Hankach należąca do PPZ "EKO - MŁYN" sp. z o.o. - według relacji jej kierownictwa - nigdy nie zawiadamiała organów ścigania o kradzieży, której miał się dopuścić Paweł Sobczak. "Rok w zawiasach", o którym opowiada dziennikarzom, musiał się zatem wiązać z innym przestępstwem w innej firmie. Prawdą jest natomiast, że częstotliwość popełniania przestępstw w środowisku, w którym mieszka Sobczak, była i jest duża. Kierownictwo Zakładu Rolnego w Próchnowie i gorzelni w Hankach potwierdza, że kilkakrotnie miały tam miejsce kradzieże między innymi złomu metali kolorowych, paszy i zboża. Ale o incydencie takim, o którym opowiada Sobczak, nie słyszeli. Istotne i przesądzające o nieprawdziwości zarzutów Sobczaka jest to, że postępowanie karne w tej sprawie zostało przez wałecką prokuraturę umorzone, a rzekomo pokrzywdzony nie skorzystał z prawa złożenia zażalenia. Na marginesie chcę dodać, że w czasie prowadzenia dochodzenia w środowisku lokalnym opowiadano zupełnie inną wersję wypadku, w wyniku którego Paweł Sobczak stracił palec, ale nie będę jej tu przytaczał, bo plotek nie powielam.
Artykuł w "Przekroju", o którym Pan tu wspomniał, przytacza także inne przypadki znęcania się nad pracownikami, którzy dopuścili się kradzieży lub innego wykroczenia. Czy i one są nieprawdziwe?
- Autorzy artykułu w "Przekroju" wykazali się wyjątkowym dziennikarskim lenistwem. Ponieważ nie znaleźli żadnych nowych przykładów mojego rzekomego znęcania się nad złodziejami okradającymi mój zakład, zastosowali metodę, którą w dziennikarskim żargonie nazywa się "odgrzewaniem starych kluch". Sięgnęli do spraw, które pojawiły się w mediach po raz pierwszy kilka lub kilkanaście lat temu i wielokrotnie potem wracały zawsze podczas kampanii wyborczych. Wyjaśniałem je już wielokrotnie, także na łamach Tygodnika Nowego i nie widzę potrzeby, by powracać do nich teraz, na cztery miesiące przed kolejną kampanią wyborczą.
Powróćmy jednak przynajmniej do najbardziej bulwersujących z tych spraw. Podejrzewam bowiem, że nasi czytelnicy, a Pańscy wyborcy nie pamiętają incydentów sprzed kilku, a tym bardziej sprzed kilkunastu lat. Zacznijmy od szczególnie drastycznego przykładu - relacji Mieczysława Hecka o tym, jak został postrzelony przez Pańskich ochroniarzy podczas kradzieży ryb. Jak Pan to wyjaśni?
- Zanim odpowiem na to pytanie, chcę zaprotestować przeciwko sformułowaniu "ochroniarze Stokłosy". Nie zatrudniam ludzi, którzy zajmowaliby się moją ochroną i byli - jak sugerują autorzy artykułu - czymś w rodzaju wewnętrznej policji. Od kilkunastu lat natomiast jedna z moich firm, ZRP "Farmutil", podpisuje umowy ze specjalistycznymi agencjami zajmującymi się ochroną obiektów. Kradzieże bowiem były i niestety są nadal zmorą tego zakładu, a w jego otoczeniu działały i działają nadal grupy złodziejskie, które egzystują dzięki okradaniu "Farmutilu". Szefowie niektórych z tych gangów to główni informatorzy autorów artykułu w "Przekroju". Są wściekli, bo coraz trudniej jest im kraść, stąd prasowa nagonka, którą wraz z nieudacznymi ekologami próbują zmontować przeciwko mnie. Rzetelni miejscowi dziennikarze już się na to nie nabierają, sięgnęli więc aż do Warszawy, bo tam jest siedziba redakcji "Przekroju" i nakłamali naiwnemu dziennikarzowi, który będzie się teraz tłumaczył z tych kłamstw w sądzie. Powróćmy jednak do relacji Mieczysława Hecka. Sam przyznaje, że poszedł na stawy z zamiarem "złapania kilku ryb", a gdy został nakryty na kłusownictwie, zaczął uciekać. Podczas ucieczki, przeskakując przez rów, złamał nogę. Twierdził, że go w nią postrzelono, ale zdemaskował go .... własny but, który zabezpieczyła policja. Nie nosił on bowiem żadnych śladów po rzekomym postrzale. Sprawa została więc umorzona przez prokuraturę w Wągrowcu. Dziennikarz "Przekroju" o tym wiedział, a mimo to wykorzystał ją do kreowania obrazu okrutnego Stokłosy znęcającego się nad złodziejami, którzy go okradają. Czysta manipulacja.
Kolejne oskarżenie dotyczy już Pana, a nie Pańskich "ochroniarzy". Czy to prawda, że pobił Pan Romana Cieplińskiego za kradzież węgla?
To jest ze wszystkich starych kluch odgrzanych przez spółkę Fabjański - Gadzinowski klucha najstarsza. Wyjaśniałem tę sprawę wielokrotnie. Jest też w tej kwestii opinia prawna. I nią się posłużę, jako zapewne najbardziej wiarygodną dla czytelników. Oto fragment tej opinii: "Roman Ciepliński wspólnie i w porozumieniu z Zygmuntem W. i Waldemarem Z. w okresie od stycznia do października 1998 roku dokonali zaboru w celu przywłaszczenia ponad 2 ton węgla na szkodę PPH " Farmutil'' spółki z o.o., która wówczas dzierżawiła Zakład Produkcyjny w Tucznie, w którym byli zatrudnieni. Wyrokiem Sądu Rejonowego w Wałczu zostali skazani na karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres 2 lat. Przed sądem nie podnosili okoliczności, o których teraz Ciepliński informuje prasę. Prawdą jest, że wszyscy w/w zostali zwolnieni z pracy dyscyplinarnie i żadna z tych osób nie odwołała się od dokonanego rozwiązania umowy o pracę." Sensacyjne informacje aktualnie przekazywane prasie przez Cieplińskiego nie są więc prawdziwe. I nie mam na ten temat nic do dodania poza tym, że nie mogę zrozumieć, dlaczego senator Rzeczypospolitej musi tłumaczyć się za pomówienia złodziei. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że większość rozmówców dziennikarzy z rozbrajającą szczerością przyznaje, że mnie okradali. Fabjański i Gadzinowski przechodzą nad tym do porządku dziennego i roztkliwiają się nad ich smutnym losem. Co taka postawa ma wspólnego z etyką w ogóle, a dziennikarską w szczególności? Wynika z niej bowiem dość oczywiste przesłanie: - Okradaj Stokłosę, a my cię obronimy. - Rozpoczyna się kolejna kampania wyborcza. Spodziewam się więc kolejnych tego typu napaści na moją osobę, które w tym roku będą znacznie gwałtowniejsze niż kiedykolwiek.
Skąd takie przeświadczenie?
- Polscy biznesmeni nie mają dziś w naszym kraju łatwego życia. Skończyła się pogoda dla przedsiębiorczych, fascynacja ich osiągnięciami i perspektywami tak charakterystyczna dla pierwszych lat transformacji, kiedy każdy, kto miał wystarczająco dużo oleju w głowie, czuł w sobie potencjalne możliwości odniesienia sukcesu w biznesie. A ci, którym się udało, traktowani byli jako wzorzec do naśladowania. Dziś niektórzy Polacy uważają ludzi biznesu za źródło wszelkiego zła, a zabiegający o wyborcze głosy politycy nie tylko nie studzą tych tyleż radykalnych, co i niesprawiedliwych opinii, lecz potęgują je niemądrymi pomysłami, które przeciętnemu Polakowi mają dać satysfakcję, że nowa, sprawiedliwsza władza zburzy jego bogatszemu sąsiadowi willę, utopi jacht i skonfiskuje samochód. Zaufania nie budzi dziś przedsiębiorca, któremu się powiodło, a który rzadko kojarzony jest z takimi zaletami, jak przedsiębiorczość, rozsądek i inteligencja. Bohaterem staje się nieudacznik, który budzi litość i współczucie. Brak pogody dla polskiego biznesu znajduję także poza sferą polityki i gospodarki, w ukształtowanym historycznie charakterze przeciętnego Polaka. Jesteśmy narodem zazdrośników. Polak - zazdrośnik nie lubi, gdy ktoś ma więcej od niego. W jakimś sensie byłaby to cecha pozytywna, gdyby mobilizowała Polaka - zazdrośnika do tego, by mieć więcej, żyć lepiej od sąsiada. Ale tak nie jest. Polak - zazdrośnik woli czekać na Janosika, który zabierze bogatym. Nie bardzo interesuje go, co potem z tym zrobi.
Powróćmy jednak do artykułu w "Przekroju". Czy równie kłamliwe są, Pańskim zdaniem, pozostałe relacje, na które powołuje się redaktor Fabjański?
- Tak i uprzedzałem go o tym w odpowiedzi na list, który do mnie skierował. Ostrzegłem go również, że ich powielanie jest sprzeczne z prawem i podlega karze, o czym boleśnie przekonali się już dziennikarze i redaktorzy naczelni kilku innych pism. Ciągłe powracanie do tych pomówień i powtarzanie ich ma wyłącznie na celu wzbudzenie sensacji i zdyskredytowanie mojej osoby wobec wyborców, kontrahentów i pracowników. Niestety, brak możliwości zidentyfikowania ich źródeł nie zawsze pozwala na skuteczne dochodzenie przeze mnie ochrony moich praw. Przeszkodą są tu także regulacje wynikające z prawa prasowego, które pozwalają na kształtowanie "negatywnego wizerunku medialnego", nie zapewniając możliwości skutecznej obrony dla "bohaterów" medialnych sensacji. Wnioski takie wynikają z dotychczasowych moich doświadczeń, zwłaszcza tych dotyczących konfliktu z mediami na tle wydarzeń mających miejsce w Śmiłowie w maju 2004 roku. W przypadku pomówień, które powielili Fabjański i Gadzinowski, ich źródeł należy szukać wśród tych osób, które weszły w konflikt z moimi firmami związany najczęściej z ich stosunkiem do pracy i cudzej własności. Zaś inspiratorami medialnej nagonki na mnie i moje przedsiębiorstwa są - co dość oczywiste - ludzie i firmy, którym przeszkadza moja działalność gospodarcza i polityczna. Na koniec mojego listu uprzedziłem red. Fabjańskiego "iż powielanie owych "informacji" i wiązanie ich z moją osobą stanowi w każdym przypadku naruszenie moich dóbr osobistych i jako pomówienie jest sprzeczne z prawem. Pomówienia te narażają bowiem mnie na utratę zaufania społecznego, z racji wykonywanego przeze mnie mandatu senatora RP i występowania w obrocie gospodarczym jako przedsiębiorca."
Czy to oznacza, że będzie dochodził Pan swych praw na drodze sądowej?
Tak i to nie tylko wobec obu dziennikarzy, ale także wobec ich informatorów. Mam bowiem dość tłumaczenia się po raz kolejny przed opinią publiczną z tego, czego nie zrobiłem.
Dziękuję za uwagę.

Zbigniew Noska


Dane kontaktowe

Biuro Henryka Stokłosy

Śmiłowo, ul. Pilska 48
64-810 Kaczory

  henryk.stoklosa@farmutil.pl

  tel. 67 281 41 40

  kom. 667 984 000

  fax 67 281 41 44


 

Rzecznik Prasowy

Marek Barabasz

  rzecznik@farmutil.pl

  kom. 667 984 040