Dioksynowy ekoterroryzm!
Wszystko wskazuje na to, że tzw. ekolodzy celowo i z premedytacją straszą społeczeństwo wyimaginowanym zagrożeniem pod nazwą „dioksyny”.
Dopóki wszystko odbywa się w sferze domniemań, przypuszczeń i nie popartych żadnymi dowodami stwierdzeń ze strony osób podających się za ekologów, sprawa wygląda groźnie. Działacze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej wielokrotnie publicznie formułowali oskarżenia pod adresem śmiłowskiego Farmutilu, przy czym wcale nie chodzi o zasadność podnoszonych zarzutów. Nieważne, że większość z nich to po prostu bzdury. Ważne, że są okazją do tego, aby przez jakiś czas stać się obiektem zainteresowania mediów i społeczeństwa. Ważne żeby po raz kolejny narobić zamieszania i zaświecić przysłowiowym odbitym blaskiem.
Podobnie rzecz się ma z osławionymi już dioksynami. Sporo się w ostatnich latach złego o nich mówi, dlatego dla działaczy SEPZN stały ważnym orężem w walce z firmą Henryka Stokłosy. A jakie są fakty?
6 lipca br. pracownicy Laboratorium Badań Środowiskowych EmiPro z Krakowa, przeprowadzili na zlecenie właściciela Farmutilu pomiary fizykochemiczne składu spalin, w tym na zawartość dioksyn, emitowanych do atmosfery z procesu termicznego unieszkodliwiania tłuszczu i odorów z produkcji mączki w Zakładzie Utylizacyjnym EKOUTIL. Pomiary i pobór próbek przeprowadzono – zgodnie z metodyką badań – w ciągu kilku godzin, podczas normalnej pracy termooksydatora.
Zasady pomiarów stężenia substancji szkodliwych emitowanych do atmosfery z urządzeń do utylizacji odpadów określa Rozporządzenie Ministra Środowiska w sprawie prowadzenia pomiarów wielkości emisji z dn. 23 grudnia 2004 roku. Rozporządzenie to zostało wydane w oparciu o przepisy dyrektywy 2000/76/EC Rady Unii Europejskiej, nakładającej m.in. obligatoryjny obowiązek pomiarów stężenia dioksyn. Wyniki badań są jednoznaczne: zawartość dioksyn w zanieczyszczeniach emitowanych przez EKOUTIL jest znacznie mniejsza od dopuszczalnych stężeń.
Również w przypadku zakładu PILUTIL nie stwierdzono żadnych przekroczeń standardów emisyjnych dla dioksyn i furanów. Stężenia tych związków okazały się kilkukrotnie niższe od dopuszczalnych poziomów. Badania instalacji do unieszkodliwiania odpadów pozwierzęcych przeprowadziła w dwóch próbach uprawniona do tego firma Madex z Gdańska. W wyniku pomiarów przeprowadzonych w kwietniu i maju tego roku, zarejestrowano średnie stężenie na poziomie 0,018 ng TEQ/m3 przy standardzie emisyjnym wynoszącym 0,100 ng TEQ/m3.
Nigdy też inspekcja ochrony środowiska, bardzo dokładnie nadzorująca pracę obydwu zakładów, nie stwierdziła przekroczeń zawartości dioksyn w substancjach emitowanych przez nie do atmosfery. Niestety wygląda na to, że śmiłowskich „ekologów” niewiele to interesuje.
- Ci ludzie rozpowszechniając nieprawdziwe i budzące postrach informacje, manipulują opinią społeczną. Wyrządzają tym szkodę nie tylko naszej firmie, ale i społeczeństwu. Dlatego zasłużyli sobie na miano ekoterrorystów – mówi Marek Barabasz, rzecznik Farmutilu, który podkreśla, że żadna z prawdziwych organizacji ekologicznych w ostatnich latach nie podnosiła problemu emisji dioksyn z instalacji przemysłowych, objętych w tym zakresie szczególnym nadzorem.
Osobą, która w tym przypadku pełni w stowarzyszeniu Sienkiewiczowej rolę swoistej tuby propagandowej jest Danuta Szaefer, praktykująca okulistka z Miasteczka Krajeńskiego. Jej zadanie polega na tym, aby przy każdej dogodnej okazji, a obowiązkowo w obecności dziennikarzy, prezentować dane na temat wzrostu zachorowalności wśród mieszkańców powiatu pilskiego na nowotwory, z premedytacją łącząc ten fakt z działalnością Farmutilu. Tak było np. na spotkaniu z wojewodą, zorganizowanym przez działaczy stowarzyszenia w Kaczorach oraz w trakcie jej innych licznych wypowiedzi udzielanych mediom. Tego typu opinie wypowiadane przez lekarza powodują zastraszanie społeczeństwa wymyślonymi skutkami działalności firmy. Wszystko wskazuje na to, że o taki właśnie efekt chodzi tzw. ekologom.
Tymczasem substancje wprowadzane do środowiska przez Farmutil, nie zawierają żadnych związków mogących skutkować wzrostem zachorowalności na nowotwory, ani na żadne inne choroby. Nie jest tajemnicą, że wzrost zachorowalności na nowotwory jest zjawiskiem globalnym. Zdaniem wielu ekspertów, zjawisko to jest niejako efektem ubocznym rozwoju cywilizacyjnego. Dla przykładu w Polsce najwyższy wzrost liczby stwierdzonych nowotworów w ostatnich latach zanotowano na Białostocczyźnie, a więc w regionie stosunkowo słabo zurbanizowanym.
Protestując przeciwko takim ekoterrorystycznym metodom, rada pracownicza Farmutilu wystosowała pismo do Okręgowej Rady Lekarskiej w Poznaniu, w którym domaga się wyjaśnień, czy w swojej praktyce lekarskiej Danuta Szaefer jest w stanie stwierdzić jednoznaczny związek pomiędzy zachorowalnością na choroby nowotworowe, a działalnością zakładu. - Jesteśmy przekonani, że Pani Szaefer doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż przeciętny obywatel będący odbiorcą jej publicznych wystąpień, nie dysponuje wiedzą wystarczającą do odróżnienia obiektywnej prawdy od manipulacji. Dlatego też, w naszej ocenie, jej postępowanie nosi znamiona wypowiadanych z premedytacją oszczerstw. (...) Uważamy, że takie działanie stoi w sprzeczności z etyką lekarską oraz w znacznym stopniu podważa zaufanie społeczne do tego powszechnie szanowanego zawodu – czytamy w piśmie.
- To obrzydliwe postępowanie Pani Szaefer jest dla nas niezwykle krzywdzące, gdyż powoduje duży uszczerbek na budowanym przez lata wizerunku naszej firmy – przyznaje przewodniczący rady pracowniczej Farmutilu, Dariusz Krupa.
(red)
Fakty i mity na temat dioksyn
Dioksyny są ubocznymi produktami wielu procesów chemicznych, w tym szczególnie spalania z udziałem chloru.
Od kilku lat emisja dioksyn ze źródeł przemysłowych podlega bardzo rygorystycznym ograniczeniom. Metodyka pomiarów ich stężeń, jak i zawartości dla różnych typów instalacji, są ściśle określone w unijnych dyrektywach. W związku z tym obecnie najgroźniejsze (bo niekontrolowane) źródło dioksyn stanowią spaliny samochodowe oraz przydomowe piece i kotłownie, w których często dochodzi do spalania śmieci.
Na podstawie badań przeprowadzonych w Polsce w latach 1996 – 2002 oszacowano, że spaliny z pieców i przydomowych kotłowni, w których spala się odpady z gospodarstw domowych (ponad 50% kominów), zawierają dioksyny w stężeniu średnio 20 ng-TEQ/m3, natomiast spaliny ze spalarni odpadów komunalnych – 0,05 ng-TEQ/m3. Opadające wraz z sadzą i popiołem dioksyny z niekontrolowanego spalania odpadów gospodarczych przedostają się do gleby i na powierzchnie roślin liściastych głównie na terenie uprawianym przez właściciela posesji. Niestety, ze względu na znaczne koszty (rzędu kilkunastu tys. zł), właściciele prywatnych posesji z reguły nie są zainteresowani zlecaniem badań stężenia dioksyn w swoich instalacjach.
Dioksyny, ze względu na pochodzenie ze źródeł rozproszonych trwałość w środowisku i zdolność do rozprzestrzeniania się na znaczne odległości, występują praktycznie wszędzie. Bardzo słabo rozpuszczają się w wodzie, dlatego nie są łatwo usuwane z organizmów ludzi i zwierząt, kumulując się głównie w tkance tłuszczowej.
Ze względu na to, iż ponad 90% masy dioksyn występujących w tkance ludzkiej pochodzi od zanieczyszczonej nimi żywności, wprowadzono bardzo rygorystyczne granice zawartości dioksyn w żywności. Zarówno producenci, jak i importerzy, muszą wykazać, że żywność trafiająca na rynek spełnia wymagania w tym zakresie.
Szkodliwe działanie dioksyn polega głównie na zakłóceniu wydzielania hormonów sterydowych, co powodować może problemy prokreacyjne. Działanie rakotwórcze nie zostało dziś do końca potwierdzone. W badaniach nad rozwojem tkanek nowotworowych wykazano nawet, iż dioksyny powodowały zahamowanie niektórych nowotworów. Alergiczne działanie dioksyn uwidacznia się dopiero, gdy występują one w znacznie większych stężeniach niż spotykane w środowisku.
Wykorzystano opracowanie
prof. A. Grochowalskiego
z Politechniki Krakowskiej